Forum turystyczneTurystyka forum
Biura turystyczne
Baza turystyczna
Turystyka biznesowa
Turystyka krajowa
Turystyka zagraniczna wyjazdowa
Transport
Gastronomia
Turystyka zagraniczna przyjazdowa
Turystyka na świecie
Inne związane z branżą
Temat dowolny




Forum grupa: Biura turystyczne

Wątek: ITAKA - opinie!
Autor: Czytelnik IP 91.150.221.*
Data wysłania: 2010-03-07 21:52
Temat: ITAKA- proszę o opinie! Mi się to biuro podoba ale !!!
Treść: Do organizatorów - biura Itaka.

Chciałbym podzielić się z Państwem częścią moich wrażeń z tygodniowej wycieczki na Lanzarote w styczniu 2010. Moją intencją jest przedstawienie selektywnego opisu przebiegu imprezy. Jeśli okaże się on w jakikolwiek sposób przydatny, będę ukontentowany. Uważam, że dobrze jest udzielać sprzężenia zwrotnego organizatorom, bo niekiedy mogą oni cierpieć na deficyt informacji, zwłaszcza tych nie będących wyrazami niezadowolenia.

Przed wyborem Państwa oferty, przejrzałem opinie na forach internetowych. Pomimo, iż wirtualny papier przyjmuje jednakowo chętnie ludzką euforię, irytację, złośliwość, sensowną i nonsensowną paplaninę itp., komentarze na forach są dla mnie zawsze jakimś odbiciem rzeczywistości. Zatem decyzja o wykupie wycieczki u Państwa musiała zacząć dojrzewać od skorzystania z tego źródła informacji.
Po wstępnym odfiltrowaniu "za" i "przeciw" decyzja zapadła na "ok, let’s try".


Na lotnisku w dniu wylotu:
Przedstawicielka biura obsługiwała wszystkich w kolejności udzielając krótkiej standardowej informacji o odprawie - wszystko ok, standardowa procedura.


W samolocie:
Biuro chyba nie ma wielkiego wpływu na samą jakość i obsługę lotu, niemniej znalazło się w tekście powitalnym sformułowanie "...w imieniu biura podróży..."
Wylot odbył się planowo bez zakłóceń, paniki, aktów przemocy, zbiorowych zatruć, terroru, buntu załogi itd. Innymi słowy 10 kilometrów nad ziemią było miło i ekscytująco.

Ciekawostka:
Jedna ze stewardess poprosiła pasażera, który podczas lotu (a nie samego startu) robił zdjęcia telefonem komórkowym w trybie "flying mode" by całkowicie wyłączył telefon, zaś druga stewardessa powiedziała, że poza startem i lądowaniem w trybie "flying mode" jak najbardziej można korzystać z aparatu. Zatem załoga nie była przeszkolona jednomyślne. Ale żeby tylko takie rozbieżności w zeznaniach były na tym świecie!

Po przylocie na miejsce wypoczynku:
Podjęła nas pani Monika Kisiel, która udzieliła konkretnych, niezbędnych na daną chwilę informacji o tym dokąd mamy się kierować, gdzie czeka autobus itd.
Informacje te były powtarzane przez panią Monikę uprzejmie i cierpliwie każdemu turyście. Pani Monika odpowiadała również na pytania stawiane przez turystów, niejednokrotnie te same. Po usadowieniu się wszystkich uczestników w autobusie, pani Monika przedstawiła swoją osobę i rolę oraz udzieliła kolejnej porcji niezbędnych informacji, m.in.
podając czas i miejsce głównego spotkania organizacyjnego, na którym można będzie uzyskać resztę informacji.

Ciekawostka #1:
Turyści z mniejszą ilością wyobraźni (lub z większym oporem do jej używania) wyszli sobie z autobusu "na papierosa" i cały autobus musiał na nich
czekać (może w przyszłości uda się takich znaczyć jakąś fajną plastikowa obrożą w stylu paska all-inclusive, tyle, że z napisem np. "przydział: łososie dębowo-buraczane")
Oczywiście, nie chodzi tu o stres wywołany odchyleniem od wskazówki zegara, bo jednak na wakacjach dobrze jest nieco rozluźnić trzewia, ale o to, żeby jednak stosować się do próśb organizatora i mieć jeśli nie szacunek, to chociaż wzgląd na grupę.

Ciekawostka #2:
Tacy niezdyscyplinowani turyści bywają często tymi najbardziej roszczeniowymi (mentalność Kalego z "W pustyni i w puszczy")

Główne spotkanie organizacyjne:
Odbyło się ono kilkadziesiąt minut po przybyciu na miejsce zakwaterowania, o wytyczonej porze. Pani Monika podała wówczas resztę użytecznych informacji, m.in.
odnośnie swoich dyżurów, najbliższego otoczenia, ewentualnych interwencji medycznych, rozkładów jazdy lokalnych środków transportu, ciekawych miejsc od odwiedzenia, a także możliwości uczestniczenia w wycieczkach fakultatywnych oraz w niedzielnej rzymskokatolickiej mszy świętej (, co dziś, w dobie konformistycznie pompowanego obciachu przed przyznawaniem się do katolicyzmu, było wartościowym akcentem).
Pani Monika podała także swój numer telefonu i wyraźnie zaznaczyła, że można zawsze do niej dzwonić, a należy szczególnie w razie problemów i wypadków losowych. Poinformowała też o warunkach ubezpieczeń oraz cierpliwie i uprzejmie odpowiadała na rozmaite pytania turystów wyraźnie trzymając się zasady, że nie ma głupich pytań.
Tu spróbuję zgadnąć co powiedzieliby na to malkontenci, których tam spotkałem: "Słabe, bo przecież mogła jeszcze grać na fujarce i stepować."
Tak więc mój odbiór pani Moniki był bardzo pozytywny.

Hotel:
Położony w centrum sklepów, restauracji, sklepików fajansiarsko-pamiątkarskich itp. Do plaż oceanu kilkaset metrów. Fajna lokalizacja. Kompleks budynków hotelowych czysty, piętrowy, przestronny, werandy, apartamenty, dużo zieleni, powierzchnie, na których ssaki z gatunku homo sapiens, mają sporo miejsca do zalegania wokół basenów (2 płytkie, 1 głębszy (do 1.8m)), itd. Miła, chętna do pomocy i sprawna obsługa.

Przykład #1:
Kiedy zepsuła mi się klamka od okna w łazience (została mi w ręce, gdy próbowałem nią ruszyć) poszedłem to zgłosić do recepcji. Pani recepcjonistka poinformowała o zdarzeniu jakiegoś seniora el-machera przez krótkofalówkę. On zaś naprawił okno zanim zdążyłem wrócić do pokoju. Zaskoczony byłem szybkością tej interwencji, bo nie było mnie może jakiś kwadrans.

Przykład #2:
Kiedy potrzebowałem dostać się do pobliskiej miejscowości Tahiche, recepcjonistka doinformowała mnie i wydrukowała z internetu rozkład jazdy autobusu linii 31.


Pokój:
Apartament na piętrze o powierzchni około trzydziestu paru metrów kwadratowych - z przydziału, bez zgłaszania wcześniejszych preferencji. Trzy pomieszczenia, wszystkie z oknami.
Pokój-salon z dwoma sofami, stołem (na stole czekało powitalne wino) i krzesłami, ławą, szafką z TV, dużą stojącą abażurową lampą oraz stylową skrzynią, w której bezboleśnie możnaby zatrzasnąć dorosłego prosiaka i dwa młode jeżozwierze.
Pokój-sypialnia z obszernymi łóżkami, szafą zasuwną (z żelazkiem i deską do prasowania), szafkami, dużym lustrem. Wnęka kuchenna kompozycyjnie wykaflowana, szafki, kosz na śmieci, suszarka na naczynia, zlew, płyta elektryczna, czajnik elektryczny.
Łazienka z wanną, prysznicem, dużym lustrem, suszarką elektryczną, wieszakami na suszenie.
Nie brakuje gniazdek 220V na ładowanie kamer, telefonów itp.
Co rano, na klamce "niewidzialna (i jednocześnie niesłyszalna) ręka" wiesza bułki w reklamówce.

Jedzenie:
Stołówka przeszklona, schludna, zadbana, obsługa uprzejma. Na szwedzkim stole bułki, dwa rodzaje krojonego chleba, toster, kosz z owocami, sałatki, sosy, jajka, sery, jogurty, ryż, ziemniaki opiekane, mięsa, ryby (też w panierkach), leczo pieczarkowe, jajka sadzone itp. Na kolejnym stoliku coś słodkiego: sałatka owocowa lub krojone owoce, ciasto, mus czekoladowy. Dalej automat do kawy, herbaty, kakao, czekolady. Na końcu lodówka z lodami w kilku smakach.
Zasłyszałem opinię, że jedzenie było słabe. Ale ciekaw jestem, czy ten ktoś w domu ma co dzień pod nos podstawioną choć ćwierć tej różnorodności.
Co ważne, jedzenie było świeże, o odpowiedniej temperaturze, to co ma być gorące - było gorące (np. mięso, jajka), to co zimne - zimne (np. surówki), a to co bardzo zimne - bardzo zimne (np. lody).

Dla kogoś kto chce się zdrowo odżywiać, było tam wszystko czego mu trzeba: błonnik w pieczywie, białko w jajkach, serach, jogurtach, witaminy i cukry proste w surówkach i owocach oraz niezbędne acyloglicerole w oliwkach. A jak ktoś był bardziej fastfoodofilem, to mógł wciągać oleje, smary, masy, sosy oraz dopchać sie ciastami, musami i lodami. Mógł nawet spijać tłuszcz z mich ze smażonkami, bez ograniczeń.


Fakultatywna wycieczka objazdowa po wyspie Lanzarote prowadzona przez panią Ewę.

Opis tejże wycieczki poprowadzę bardziej skrótowo w porównaniu do kolejnego, gdyż nie widzę konieczności analizowania osobliwości wzorcowo wg mnie przeprowadzonego pilotażu przez panią Ewę.
W słowach pani Ewy słychać było imponujące połączenie wiedzy i pasji, a także umiejętności. Dwie pierwsze cechy tyczą się tego, co było nam opowiadane o historii, geografii i geologii wyspy, zaś ostatnia cecha tyczy się umiejętności komunikacyjnych i organizacyjnych.
Uczestnicy dowiedzieli się od razu, na co winni położyć organizacyjny nacisk by nie utrudniać sobie wzajemnie spędzania czasu i jakie mogą być konsekwencje egocentrycznego indywidualizmu. Tu widać było pięknie, że człowiek doinformowany nie zwykle działa na zgubę ogółu i nie trzeba go zbytnio upominać, ani straszyć, bo rozumie, że w razie czego będzie musiał sam sobie podziękować, lub co gorsza podziękują mu inni.


Fakultatywna wycieczka objazdowa po wyspie Fuerteventura prowadzona przez panią Bożenę.

Pani Bożena była jak najbardziej sympatyczna, miła, uśmiechnięta, ale odnosiłem wrażenie, że bardziej ceni sobie luz niż dobrą organizację. Już tłumaczę co przez to rozumiem:
Harmonogram był dość napięty i wobec stopniowo narastających opóźnień na poszczególnych punktach programu przewodniczka nie starała się zdyscyplinować grupy, nie wysyłała żadnych sygnałów informujących, że deficyt czasu może się przełożyć na pominięcie jednego z punktów programu.
Niestety właśnie tak się stało, że wskutek tej "niedoskonałości" organizacyjnej został pominięty ostatni punkt - jeden z dość atrakcyjnych, mianowicie pobyt na piaskowych wydmach. Kiedy już stało się pewne, że czasu na wydmy zabraknie, oto nagle pani przewodnik przerzuciła winę za ten stan rzeczy na kierowcę (!) Dziwne, że ów kierowca, który przedtem był chwalony za sprawne manewrowanie po wulkanicznych przepaścistych przesmykach, nagle stał się wyłącznym sprawcą braku ostatniego punktu wycieczki. Owszem, prawdą jest, że kierowca o imieniu Jorge zaliczył kilka wpadek i parę razy źle skręcił wycofując się później lub zawracając, ale łączny czas jego nadwyżki manewrowej wyniósł może z 10 minut. Naturalnie kierowca nie miał pojęcia co się święci, bo nie rozumiał ojczystego języka Słowian znad Wisły, a zatem nie miał się jak bronić.
Bardziej jednak niesportowym zachowaniem wydał mi się apel ze strony pani Bożeny, w którym zachęcała uczestników do niepozostawiania kierowcy napiwku w koszyczku. Stwierdziła, że taki napiwek to co prawda lokalny zwyczaj, ale "na Waszym miejscu nic by mu nie dała".
W ten oto sposób pani przewodnik zmyła z siebie całą odpowiedzialność za organizację wycieczki i przerzuciła ją w 100% na seniora kierowcę, który pomimo kilku wpadek na pewno w takim stopniu odpowiadać za sytuację nie mógł.
Oczywiście pani Bożena pozostawała przy tym rozbrajająco uśmiechniętą. Sympatia, jaką najwyraźniej pozyskała sobie u większości uczestników zdołała nastawić ich negatywnie do kierowcy, co dawało się słyszeć w komentarzach. Kiedy dojechaliśmy do Coralejo, nasz prom na Lanzarote już był po odprawie i podnosił sie do odpłynięcia. Na szczęście kapitan zdecydował się poczekać i wpuszczono nas na pokład.
Oto właśnie, co rozumiem mówiąc o niedoskonałościach organizacyjnych. Pilotaż w wykonaniu pani Bożeny wyglądał w dużej mierze na improwizację i niespecjalne przejmowanie się następstwami.
Z odrobiną zdrowego osądu jasne jest, że odpowiedzialność za czas realizacji poszczególnych punktów programu spoczywa na głowie przewodnika.
Przewodnik jest wówczas jak namiestnik rzymski mówiący do swego sługi. Kiedy mówi "jedź" ,"zatrzymaj się", "czekaj" to kierowca te polecenia ślepo wykonuje.
Ok, rozumiem, że można trafić na szofera nieznającego trasy, zaliczającego wpadki, mającego gorszy dzień, ale wtedy, widząc to, jako przewodnik można było podpowiedzieć, uprzedzić, że za chwilę będzie zakręt czy miejsce postoju. Wymachiwanie rękoma z tyłu głowy kierowcy (który tej gestykulacji nie widzi) i wykrzykiwanie post factum,
że chwilę temu trzeba było "izquierda!", "derecho!", nie jest najsensowniejszym rozwiązaniem. Podobnie nie jest najsensowniejszym rozwiązaniem
mówienie kilku uczestnikom, którzy wyszli za potrzebą do WC, że oto można sobie coś kupić w pobliskim bufecie, a potem poganianie ich, że jednak nie ma już czasu na zakupy.
Powstaje wtedy chaos - jedni wracają niejako z WC, ale z ciastkiem ręku, inni wchodzą bo wnioskują, że chyba nastał czas na zakupy, dopytują się czy to przerwa na przekąskę, itd., itp. I w taki oto sposób traci się cenne kwadranse.
Przewodnik nie powinien się tak luzować, by tracić rachubę czasu i budzić się dopiero "za pięć dwunasta", kiedy już tylko można gnać i wieszać psy na kierowcy, bo oto zostają minuty do odpłynięcia promu.
Ja w takiej sytuacji w pierwszej kolejności ciąłbym czas wolny na mniej atrakcyjnych punktach programu i np. przy budowli sakralnej z azteckim ornamentem (która i tak była zamknięta) nie dawałbym ludziom nieokreślonej ilości czasu na rozchodzenie się,
jeno wróciłbym z grupą prosto do autokaru informując, że dzięki temu sprężeniu ocalimy kolejne punkty programu. No ale jeśli pani przewodnik nie informowała o bieżącym bilansie czasu, to i trudno się dziwić, że i ludzie się nie spieszyli.
Tak więc nasza autentycznie sympatyczna pani przewodnik wybrała drogę wygodniejszą dla siebie: nie ma sensu nikogo poganiać, z nikim się użerać, po co być żandarmem, skoro można miło się uśmiechać, nawiązać miły kontakt z grupą, a pod koniec udać wielkie zaskoczenie brakiem czasu i wystawić za to bezbronnego kierowcę na zaoczny lincz.

W żadnym razie nie chcę przez to powiedzieć, że wycieczka była do kitu, a pani Bożena okropna, bo byłem raczej pełen optymizmu i zadowolenia, chłonąłem to, po co tam przybyłem - niezmącone odległe piękno chwili, urlopu. Ale jednak piątki, czy czwórki z plusem uczciwie nie mógłbym pani Bożenie postawić.
Tu muszę jeszcze dla przeciwwagi dodać, że pani Bożena przekazała nam wiele ciekawych informacji o wyspie, o jej mieszkańcach, historii itd., odwiedzane miejsca były interesujące, a posiłek regeneracyjny pyszny, itd. Warto też dodać, że luźny stosunek do czasu wykazywali niekiedy i uczestnicy. Niewspomnienie o tym byłoby nie całkiem fair wobec przewodnika.

W całym tym opisie chodziło mi jedynie o merytoryczne zwrócenie uwagi na pewne elementy, które mogą okazać się cenne dla Państwa jako organizatora, nie zaś o deprecjonowanie osób.


Podsumowanie:

Ocena wycieczki pani Bożeny na Fuerteventura:
Program: świetny
Powierzchowność przewodnika: sympatyczna
Jak interesująco przewodnik opowiadał: nieco chaotyczny styl, ale interesująco i sporo wiedzy
Stosunek przewodnika do uczestników wycieczki rozpoznawalny po uczynkach: mało solidny, pozostawiający do życzenia z racji niepanowania nad podstawowym parametrem wycieczki - czasem.
Stopień zrealizowania zaplanowanych punktów programu: nie zrealizowano jednego, dość atrakcyjnego punktu programu

Ocena wycieczki pani Ewy na Lanzarote:
Program: świetny
Powierzchowność przewodnika: sympatyczna
Jak interesująco przewodnik opowiadał: profesjonalny styl narracji, niezwykle interesująco, wiedza znacznie wykraczając ponad oczekiwania przeciętnego turysty
Stosunek przewodnika do uczestników wycieczki rozpoznawalny po uczynkach: solidny, talent organizacyjny
Stopień zrealizowania zaplanowanych punktów programu: zrealizowano wszystkie punkty programu


Z wycieczki jestem bardzo zadowolony i jest ona dla mnie rekomendacją na kolejną.



Ps.
Aha! Pani z biura w Krakowie przy ul. Stradom sprzedająca wycieczkę była kompetentna i miła.

Pozdrawiam
Jacek

OdpowiedzPowrót do drzewa wątku

Odpowiedzi:


Powrót do wątkówOdśwież


Zgłoś problem z tą stroną »

Ogłoszenia praca turystyka, w turystyce


© 2024 FORUM-TURYSTYCZNE.PL. Wszystkie prawa zastrzeżone.
Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu i zawartej w nim polityki cookies.
strona główna | kontakt | reklama | linki
Ta strona używa COOKIES. Korzystając z niej wyrażasz zgodę na wykorzystywanie cookies zgodnie z ustawieniami Twojej przeglądarki i akceptujesz regulamin strony. Szczegóły w regulaminie.
OK, zamknij