|
Wątek:
|
NIK: powinna powstać baza przewodników turystycznych
|
Autor:
|
Czytelnik IP 87.99.0.*
|
Data wysłania:
|
2010-04-01 09:18
|
Temat:
|
Prawo wolności przekazywania informacji a prawo jazdy
|
Treść:
|
Co za bzdury tu wypisujesz! Przekonaj obywateli państw o potężnych gospodarkach turystycznych, np. Niemców albo Brytyjczyków, jacy to oni są nieszczęśliwi, że u nich zawód przewodnika jest wolnym zawodem i nie ma tam czegoś takiego jak państwowe uprawnienia przewodnickie.
Po raz kolejny czytam te idiotyczne teksty przeciw uwolnieniu przewodnictwa, z chyba statystycznie najpospolitszym argumentem - tym "z prawem jazdy": Niestety, zagorzali obrońcy naszych idiotycznych regulacji często nabijają ludzi w butelkę poslugująć się technikami psychomanipulacji: Jak to! Grupy turystów nie wolno oprowadzać bez licencji, podobnie jak nie wolno jeździć bez prawka. Czy wsiadłbyś do autokaru prowadzonego przez kierowcę bez uprawnień?
Nad tym przypadkiem głupoty, a raczej naiwnej niewiedzy warto się pochylić i wyjaśnić: Zasady kodeksu drogowego są w swoim trzonie niezmienne od dziesiątek lat i muszą je przestrzegać wszyscy, aby się nawzajem nie pozabijać na drogach. Nie ma natomiast czegoś takiego jak jedne i niezmienne zasady oprowadzania wycieczek, zabawiania turystów, organizowania im czasu. Równie dobrze można oprowadzać rzeczowo informując o historii, jak rozśmieszać gadając głupoty w przebraniu klauna. Jeśli turyści gotowi są za to zapłacić - nikt nie ma prawa zabronić, bo turystyka to nie część edukacji a chodzenie z ludźmi po ulicach czy opowiadanie im w autokarze nie wymaga żadnego "prawa jazdy". Jedyny wyjątek to miejsca bardzo tłumnie odwiedzane, o szczególnej ochronie, gdzie limitowanie i kierowanie ruchem turystycznym ma uzasadnienie. Dlatego właśnie prawo europejskie wymienia "muzea i pomniki historyczne", a więc obiekty zamknięte - jako jedyne miejsca, w których lokalna administracja ma prawo żądać opieki miejscowego przewodnika. W żadnym wypadku publiczne place, ulice, czy ogólnie dostępne szlaki w górach. Próby rozciągania tego prawa m.in. na całe centra miast, np. we Włoszech były przez sąd w Strassburgu jednoznacznie ucinane.
Podsumowując ten temat należy jasno stwierdzić, że czym innym jest prawo do prowadzenia pojazdów, a czym innym prawo do wolności pozyskiwania i przekazywania informacji. To drugie nie tylko, że nie wymaga żadnych licencji czy koncesji, ale wszelkie koncesjonowanie przekazu informacyjnego jest konstytucyjnie zakazane. Prawa do przekazywania informacji - czy to w formie ustnej czy pisemnej czy każdej innej - to są w Polsce elementarne prawa obywatelskie i mogą być ograniczane jakimikolwiek licencjami i administracyjnym zakazami.
|